Nowy projekt ogrodu majaczy mgliście na horyzoncie jak karawela na oceanie. Uwielbiam ten moment, kiedy już mam wszystko pomierzone w terenie, zwymiarowane na papierze i mogę dać upust pomysłom jakie przychodzą mi do głowy… a w właściwie do duszy…
I ta karawela w miarę upływu dni jest nadal mglista.
Jednego dnia trochę mniej, innego dnia dużo bardziej, taka aż prawie zanikająca… Dni płyną… Termin ustalony z Klientem wisi nade mną jak przysłowiowy miecz Damoklesa nad Achillesową piętą… ale trochę też majaczy na horyzoncie…
I to jest ten czas… gdy wszystko powoli się krystalizuje. Ale kurde, tak powoli, że ruchu nie widać, jak w tej rosnącej trawie, o której pisałam ostatnio.
Aż wreszcie, pewnego dnia, nagle…. znienacka, karawela staje w całej okazałości przed oczami. Ze wszystkimi detalami. Wszystko staje się oczywiste. I nie powiem, że jest to moja zasługa. Mojej skromnej osobie jest tylko dane odkryć co jest najlepsze dla tego miejsca (genius loci), dla ziemi, dla budynku z jego przeznaczeniem i funkcją jaką będzie pełnił, dla roślin jakie tam zaproszę i dla Klienta z Jego oczekiwaniami, możliwościami i potrzebami.
Nie inaczej było tym razem.
Na zdjęciu powyżej ostatni projekt nad którym pracowałam dla Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę w Warszawie, i który skończyłam szczęśliwie… Uff… Bosko…
Janka napisał
Aż korci, żeby zajrzeć do środka! 🙂
Szalony Max napisał
Zawsze kreacja jest najlepszym momentem 🙂