Właśnie dotarło zaproszenie na targi Zieleń to Życie w Warszawie, 30 sierpnia–1 września. Kto to wie gdzie wtedy będę, bo plany wyjazdowe zaczynają się materializować, ale z ciekawością zajrzę.
Najbardziej ciekawiły mnie będą wszystkie wydarzenia towarzyszące oraz wystawcy z odległych krajów (w tym roku z 12) i ich piękne okazy.
No i co widzę w zaproszeniu? Najbardziej dziwi mnie to, że program pierwszego dnia imprezy jest prawie identyczny jak drugiego. W pierwszej chwili mam nadzieję, że to błąd drukarski, ale chyba nie, bo jednak są drobne różnice.
Nie ma znaczenia czy wybierzemy się w sobotę, czy w niedzielę (ma to swoje dobre strony), ale jednak pozostaje dziwne wrażenie, że organizatorom zabrakło tematów, albo wykładowców.
Co ciekawego?
Ogólnie czuję dużą różnorodność tematyczną. Wśród propozycji wyróżniają się: ogród terapeutyczny, scena w ogrodzie pokazowym „Ogrodowe rewolucje” z ekspertami i Markiem Jezierskim (TVP1 „Rok w ogrodzie”) jako prowadzącym oraz propozycje dla dzieci.
Pojawia się też możliwość spotkania z ekspertami – czy to będzie możliwość konsultacji, trudno zgadnąć. W programie napisano: „zapraszamy do spotkania z ekspertami: architekt krajobrazu, specjalista od chorób roślin, ogrodnik, dendrolog, florysta, fizjoterapeuta.”
Zawsze mam wątpliwości, czy kiermasz zaliczyć do plusów czy minusów, bo uważam, że sprzedawanie roślin przy okazji takich imprez, w cenach powyżej rynkowych, jest po prostu nie fair.
Minusy?
Och, chciałoby się tchnąć trochę lekkości w te materiały reklamowe. Kto wymyśla te tytuły? „Współczesna architektura krajobrazu w krajach Grupy Wyszehradzkiej” lub „…Potencjał zieleni w mieście tkwi w różnorodności i lokalnych uwarunkowaniach, a zieleń może stać się atutem miasta wspierając jego atrakcyjność i niepowtarzalny charakter…” – rany!? Czy to może zaciekawić?
Pomijam literówki, choć może nie powinnam. Za jedną po prostu należy się kara, bo zrobiona została w nazwisku „głównej atrakcji” dnia dla profesjonalistów. Wstyd.
Pytam kto planował harmonogram dnia dla profesjonalistów? Po pierwsze tylko 4 godziny to trochę mało. Po drugie nie byłam jeszcze na konferencji, która zostałaby zaplanowana w zasadzie bez przerw. Pierwsza i jedyna przerwa pojawia się po 2 godzinach 30 minutach. W międzyczasie zmienia się 4 prelegentów. Przerwa trwa 15 minut i pojawia się pewnie tylko dlatego, że rozdziela dwie 45-minutowe części prelegenta z literówką w nazwisku, skąd inąd znakomitego Noela Kingsbury. Fajnie, że o niego dbają, ale co z tymi, dla których prelekcje są przeznaczone?
Chętnie bym poszła, ale nie mam basenu siostro. Tylko mi nie radź, że do tego czasu zdążę kupić!
Skomentuj, twoja opinia ma znaczenie :)