Taki gżdyl. Niby taki mały i niepozorny i niby do wyrzucenia po kwitnieniu.
Biorę do ręki książkę „Mieszkamy wśród kwiatów” (B. Ciereszko, J. Rak) i piszą o nim tak na str. 297:
„…przesadzanie: nie ma potrzeby, ponieważ po kwitnieniu roślinę wyrzucamy, a w jej miejsce zawsze możemy kupić nową kwitnącą…”.
Gdyby ktoś jednak wątpił w słuszność tego twierdzenia dalej jest napisane:
„…cierpliwi miłośnicy roślin mogą pokusić się o powtórne doprowadzenie kalanchoe do kwitnienia.”
Nie zawsze warto wierzyć w słowo pisane. Jako „miłośnik roślin”, pokusiłam się spróbować uprawiać kalanchoe po kwitnieniu, a nawet więcej, bo zaczęłam od rozmnożenia. Ułamałam kawałek z roślinki i wetknęłam do ziemi. Dzięki blogowi nawet wiem kiedy to było, bo miałam grypę i byłam u lekarza (styczeń 2008)… nie muszę nic więcej dodawać na temat pochodzenia mojego kalanchoe…
Czyli moje kalanchoe ma właśnie 4 lata. Z ręką na sercu zarzekam się, że po uprawa kalanchoe jest prosta. W zasadzie nie robię przy nim nic oprócz podlewania raz w tygodniu lub raz na dwa tygodnie i przesadzania w miarę jak wyrasta z kolejnych doniczek.
I zawsze niezawodnie kwitnie cały styczeń i luty – czy sam ten fakt nie jest wart zaproszenia kalanchoe do domu?
Jesienią dokupiłam też żółty, bo od jakiegoś czasu można też kupić te o pełnych kwiatach i czekam kiedy będzie taaaaki duży…
Kalanchoe to jeden z moich ulubionych sukulentów i mam nadzieję, że – o ile jeszcze nie są – to staną się również Twoimi ulubionymi sukulentami.
locja napisał
Piękny gżdyl! Mój jest pomarańczowy i też sam rośnie – a rozmnażać nie próbowałam. Trzeba poeksperymentować? Ewo, czy wiesz, kiedy skończy się zima?!
Ewa napisał
Mam nadzieję, że niedługo!!!!!
Zb.Suchowski napisał
Też jestem miłośnikiem tego gżdyla.
Anonim napisał
ja je odłamuje i sadze w kazdej doniczce z kwiatami,przyjmują sie i rosna jak szalone,nie trzeba być ogrodnikiem zeby je rozsadzać ,a z kwitnieniem nie każdy okaz kwitnie