Ta część mnie, która odpowiada za ogród jest w nieustannym poszukiwaniu ulepszeń. Dlatego, gdy wiosną podczas zakupów w hipermarkecie na T. zobaczyłam niewielką paczuszkę – z tego co pamiętam – za 5 złotych, to nie wahałam się ani chwili. Patencik wydał mi się genialny do podwiązywania roślin – zadania odpowiedzialnego ale niezbyt lubianego przeze mnie jak
do tej pory.
do tej pory.
Jestem zwolenniczką ogrodnictwa bezstresowego od czasu stanu bliskiego zawału na widok zrytej przez kreta jedynej i pierwszej rabaty w ogrodzie. Był to moment fundamentalnego przemyślenia mojego stosunku do rzeczonej rabaty i
oświadczenia samej sobie, że ogród jest radością i nie mogę się w nim, czy na jego temat, czy z jego powodu denerwować. Wystarczyło mi wtedy nerwów w biurze – normę chyba wyrobiłam wtedy na całą resztę życia. Teraz kiedy o tym myślę, to sądzę, że stan wnerwienia stał się w pewnym momencie nawykowy i popadałam weń z byle powodu.
oświadczenia samej sobie, że ogród jest radością i nie mogę się w nim, czy na jego temat, czy z jego powodu denerwować. Wystarczyło mi wtedy nerwów w biurze – normę chyba wyrobiłam wtedy na całą resztę życia. Teraz kiedy o tym myślę, to sądzę, że stan wnerwienia stał się w pewnym momencie nawykowy i popadałam weń z byle powodu.
No więc, po przeprowadzeniu poważnej rozmowy samej ze sobą, postanowiłam już więcej nie przejmować zanadto tematem 'ogród’. Przyjdzie kret? Niech będzie. Może sobie pójdzie. Widocznie przyszedł po coś, bo nic nie dzieje się bez powodu – na przykład po to, abym dłuższą chwilę poświęciła sobie i zastanowiła się nad sobą. Przyjdą mszyce, niech przychodzą – kiedyś sobie pójdą. Trochę im poprzeszkadzam, a jak ch****y nie będą chciały iść, to po prostu nie zaszczycę ich swoją uwagą i udam, że ich nie ma. Jak wyrosną chwasty, bo zajmowały mnie bardziej ważniejsze sprawy niż pielenie, to trudno – przyjdzie dzień, że i nimi się zajmę.
No i to dochodzę do sedna dzisiejszego postu, bo moje bezstresowe ogrodnictwo doszło do stanu „przewróciło się, niech leży”. Jest to stan lekkiej błogości – przyznaję, ale w tym wypadku przewracające się rośliny efekty jednak mi trochę przeszkadzały. Misterne podwiązywanie, wymagającymi wcześniejszego przycięcia sznureczkami jest zajęciem nad wyraz męczącym, więc gdy zobaczyłam te plastikowe cudeńka, natychmiast wylądowały w koszyku.
I nie myliłam się – och jej! jaka to ulga! Po przedwczorajszej ulewie przewróciły się 2 ostróżki i naparstnica. Postawienie ich do pionu nigdy nie było łatwiejsze. Wzięłam kijki bambusowe, podwiązki (ehe!) i po minucie było po sprawie.
Jak gdzieś trafisz takie cuda, to polecam kupić.
Już za 32 godziny weekend!!
Elisse napisał
Ha,ha…to widzę,że z Ciebie taki ogrodnik jak się zrobił,jak ze mnie od samego początku jest:)Wychodzę z założenia żyj i daj żyć innym:)
A najgorsze problemy mam z podlewaniem…aż wstyd, ale moje roślinki się przystosowały!Z owych zacisków również korzystam, ale nie zawsze znajduję czas,żeby pójść po nie do garażu i tak peonie leżą na jałowcach, a czarna porzeczka na pieńku od 3 tygodni, błaga żeby ją przywrócić do pionu!
O mnie to powinni napisać książkę…ogrodnik niedoskonały…he, he.
Życzę udanego i w końcu słonecznego weekendu.
Serdecznie pozdrawiam
Ewa napisał
Elysse,
Na baczność to tylko w armii, a doskonałość nie istnieje.
Ideał jest pośrodku, a ogrodnik – jak Natura – niespieszny, ale skuteczny 🙂
Pozdrawiam,
Agnieszka (Pikinini) napisał
Ja również używam takich "podwiązek", jak na razie do piennego agrestu i porzeczek.
Zastanawiam się też czy nie podwiązać przywrotnika. Uwielbiam tę roślinę, ale jego śliczne kwiaty kładą się na ziemi. Czy są zbyt ciężkie od deszczu?
Na zdjęciu widzę, że przywrotnik w Twoim ogrodzie pieknie wznosi się ku niebu:)
Pozdrawiam
Agnieszka (http://blog.pikinini.pl/)
Anna napisał
Taa.. ja nie mam problemu ze sznureczkami, tylko z patyczkami – wbiję taki, przywiążę leżącą roślinkę, na drugi rozmokły dzień patrzę – leży roślinka i patyczek..
Pozdrowienia
Ania L.
Ewa napisał
Agnieszko,
Moje leżą po deszczu, ale zawsze się podnoszą. Możesz im pomóc podwiązując, ale to strasznie dużo pracy 🙂
Aniu,
To ciekawy przypadek. Ha, ha – to się uśmiałam – no i przepraszam, że się tak śmieję z niedoli 🙂 A patyczki może dłuższe potrzebujesz? Ziemia u Ciebie taka lekka czy co?
Pozdrawiam,