Irysy vel. kosaćce, bądź odwrotnie, mają nieziemską urodę – fascynacja Moneta zrozumiałą się więc zdaje. Irysy w moim ogrodzie to kosaćce bródkowe (Iris x barbata), a ich historia zaczęła się od właśnie tego jednego pojedynczego, ale rzadkiego biało-granatowego, który mamusia wytrzasnęła nie wiadomo skąd i rósł sobie spokojnie, dopóki nie spoczęło na nim oko pożądliwej ogrodniczki. Działo się to w czasie, gdy moje zainteresowanie irysami było żadne. Ogrodniczka owa urodą otumaniona zapukała pewnego dnia do mamusinych drzwi z wiaderkiem pełnym irysów różnych z własnego ogrodu. Nie, wielbłąda na zamianę nie przyprowadziła, ale pełniuteńkie wiadro odmian wszelakich, za jeden kawałek tego powyższego cuda 🙂
Czego to nie zrobimy jak nam coś w oko wpadnie? Niektórzy na drugi koniec Polski jeżdżą w poszukiwaniu ukochanej odmiany. Ostatnio uprosiłam zaprzyjaźnionego ogrodnika z Amsterdamu o nasiona pewnej cudnej truskawki, ale o tym przy innej okazji.
Mamusia nie daje się dwa razy prosić, dziabnęła sadzoneczkę dla otumanionej ogrodniczki 🙂 tak trafiła do jej ogrodu piękna kolekcja rzadkich irysów. Niestety nie udało się jeszcze ze wszystkimi zaznajomić, bo w okresie kwitnienia mama już dwa razy z rzędu wyjeżdżała z domu. Tak więc 3 lata temu, kiedy byłam na początku mojej ogrodniczej drogi i zupełnie nie miałam oczu dla irysów, mamusia zdecydowała za mnie – ogród bez irysów? nie do wyobrażenia i buch! wykopała, zapakowała i pocztą polską wysłała. Tak więc przybyły. Posadziłam je tam gdzie było jakie takie, lepsze trochę miejsce – dzisiaj jest ono trochę bezsensowne, ale wtedy innego nie było. Obiecuję sobie zorganizować im coś lepszego w tym sezonie, aby w przyszłym ich uroda znalazła właściwą oprawę.
Wędrówkę po irysach zaczynamy od frontowej części ogródka. Ten żółty jest od mamy – ma tak duże kwiaty, że muszę je palikować i podwiązywać. Niebieski na zdjęciach, w rzeczywistości bardziej fioletowy był kupiony przeze mnie w ubiegłym roku w takiej małej foliowej torebce – na etykietce był bardzo ciemny.
Irysy lubią suche części ogrodu, południowe skłony i skarpy, nasłonecznione mury. Jednak ziemię wolą dosyć bogatą, nie ubogą. Dobrze wyglądają z piwoniami (Paeonia), ostróżkami (Delphinium), liliowcami (Hemerocallis).
Niebieskie, ładnie wyglądają w zestawieniu z roślinami o szarych liściach: anafalis (Anaphalis), len (Linum), mak wschodni (Papaver orientale), szałwia (Salvia) albo czyściec (Stachys).
Kosaćce syberyjskie dobrze wyglądają nad wodą, ze względu na ulistnienie, ich kwiaty nie są warte wspomnienia: małe, wyjątkowo nietrwałe, a karpa przy rozsadzaniu wymaga siekiery i siły trolla. Jeżeli już je masz, lub zdecydujesz się na nie, to można je komponować z z liliowcami (Hemerocallis), trzykrotkami (Tradescanthia), krwawnicami (Lythrum) i tojeściami (Lysymachia).
Oprócz kwiatów, zaletą irysów jest ich ulistnienie, pozostające zielone przez większość zimy. Wszystkie kosaćce tworzą kępy szablastych liści – efektownych nawet po przekwitnięciu.
Ten powyżej i te poniżej są dwoma zupełnie różnymi kolorami – czy to widać na zdjęciu? Powyższy jest biały z odcieniem błękitu, a dolne są po prostu bladobłękitne.
Przechodzimy do południowej części ogrodu i nad wodą w górnym prawym roku widzimy irysy holenderskie, rosnące z cebulek.
Okres kwitnienia: czerwiec – lipiec. Okres sadzenia: wrzesień – październik. Dobrze rosną na glebach próchnicznych, żyznych, przepuszczalnych – jak bródkowe. Wymagają stanowisk słonecznych, dość dobrze rosną także w miejscach lekko zacienionych. Zalecane jest, aby cebule wykopywać w lipcu. Po wysuszeniu cebule należy oczyścić. Z tego co wiem, dobrze jest je sadzić jesienią jak najpóźniej: listopad, a 2-3 tygodnie po posadzeniu, przykryć ziemię korą , aby zabezpieczyć ją przed głębokim przemarzaniem. Wczesną wiosną zimowe okrycie zdejmujemy. Po przekwitnięciu usuwamy pędy kwiatowe. Tyle zalecenia. U mnie, w strefie 6, rosną bez przykrywania oraz wykopywania. Skutkuje to otrzymywaniem zielonego szczypioru już w listopadzie, pozostaje zielony przez zimę.
Tutaj ta pierwsza rabata. Kosaćce rosną z piwonią, żurawkami, różami, szałwią omszoną i lawendą.
To cudo już Wam przedstawiałam 🙂 Ponieważ pochodzą z wiaderka, nie znam ich nazw. Tę identyfikuję jako „Stepping Out” – jak sądzę.
A tutaj w całej krasie 3 pozostałe odmiany.
Beżowo-szary i niebiesko-fioletowym żyłkowaniem.
………………. brązowo-pomarańczowy……
leloop napisał
przepiekna kolekcja, urzekl mnie zwlaszcza ten bezowoszary z fioletowymi zylkami 🙂 pewnie przepieknie pachna na dodatek.
ja tez lubie bardzo irysy, zaczelo sie od Art Nouveau a skonczylo w ogrodzie, ale jeszcze nie moge sie pochwalic tyloma odmianami. uklony
Ewa napisał
Witaj leloop,
Czy można gdzieś obejrzeć zdjęcia Twojego ogrodu? ciekawość mam jakąś 🙂
Dziekuję za komentarz i pozdrawiam,
Ewa
leloop napisał
ech… z tym to jest maly problem, bo owszem zdjecia robie ale nie sa one uporzadkowane, wiec bede musiala zrobic mala selekcje i podeslac Ci linka. druga sprawa to, ze moj ogrod jest ciagle w fazie powijakowej i jako calosc ciagle jeszcze w sferze planow i marzen. jezeli Cie to interesuje to moge napisac cos wiecej ale juz na Twoj adres, ktory mi sie wyswietla, bo zrobila sie z tego juz calkiem dluga opowiesc 🙂 uklony
ps. zdjecia pewnie chwile poczekaja bo zapowiada sie bezdeszczowych kilka dni i wreszcie mozna pogrzebac troche dluzej przy grzadkach 🙂
gabrysia napisał
Aż miło popatrzeć na tak piękne irysy, bardzo je lubię i nawet kiedy przekwitną ich szabelkowate listki zdobią ogród.Najbardziej podoba mi się ten fioletowo-biały , nigdy takiego nie widziałam – wyjątkowy oryginał.